Na urlop zaniosło nas na Ren, niedaleko Boppard. Planowaliśmy wycieczki rowerowe, ale kajak spakowaliśmy.
Pierwsza wyprawa rowerowa do posągu Loreley, widoki fajnie (mam na myśli Ren ;-) ) ale o co ten raban. Rzeka płynie szybko, jest tam ostry zakręt, ale jedynie ruch statków budzi obawy. Mam im ustępować (bardzo rozsądna zasada) ale gdy mijają się duży wycieczkowiec z barką pełną kontenerów, a w poprzek rzeki płynie prom to robi się ciasno. Dopiero druga wyprawa rowerowa pokazała źródło legend, jest tam grupa skał zwana "Sieben Jungfrauen" (ze stosowną legendą, a jakże). Rowerowy rekonesans ułatwił podjęcie decyzji, płyniemy. Zdjęć z wody niewiele, bo nie można sobie pozwolić na luksus puszczenia wioseł.
Ruszamy z przepięknej miejscowości Bacharach (jako, że wykupiliśmy tygodniowy pobyt na kemping, dostaliśmy darmowy bilet na lokalne pociągi i autobusy, to bardzo ułatwia logistykę, linia kolejowa biegnie po wzdłuż Renu).
|
Kajak jest na wózeczku ze sklepu Jula, ciągnę nie noszę. |
|
Mijamy zamek Pfalzgrafenstein w Kaub.
|
|
To jest pogodny, letni dzień, ale woda rwie i faluje. |
|
Dopłynęliśmy cało i zdrowo. |
Tu można zerknąć w GPSa ze śladem. Widać jak przed skałami przybiliśmy do brzegi przepuścić statki i obejrzeć jak manewrują. Doświadczyliśmy zjawiska podobnego do tsunami, duży statek sprawa, że woda się cofa, by potem powrócić z impetem. Siedzieliśmy koło kajaka na piasku, po chwili łapaliśmy kajak stojąc po uda w wodzie.